Arka Gdynia kończyła mecz w 10, bo tym jak drugą żółtą, a w konsekwencji czerwoną kartkę zobaczył Kuklis. Piast na szczęście nie musiał grać w osłabieniu, choć w.. Mateusz Bodzioch przed czasem musiał opuścić plac gry. Przyczyną wczesnego zejścia z boiska był rozcięty łuk brwiowy – Któryś z graczy gości stojąc tyłem do Mateusza, przy wyskoku uderzył go w głowę. Wyglądało to bardzo niebezpiecznie, bo w takich przypadkach często zdarza się, że ma miejsce wgniecenie kości jarzmowej, a to by oznaczało poważne kłopoty zdrowotne i długą przerwę – relacjonuje zdarzenie Janusz Bodzioch.
Pierwsza diagnoza nie potwierdziła na szczęście tak poważnego urazu, ale zakrwawiona twarz i niepewne zachowanie Bodziocha juniora mogło wskazywać na wstrząśnienie mózgu. Zawodnik po wstępnym założeniu opatrunku został przewieziony do szpitala na dalsze badania. Na szczęście okazało się, że to wprawdzie bolesne i krwawe, ale tylko rozcięcie łuku brwiowego – Założono mi pięć szwów. W piątek mają mi je ściągnąć. W tym czasie mogę normalnie ćwiczyć. Do następnego meczu będę na gotowy – informuje Mateusz Bodzioch.
Tego typu kontuzje to już specjalność rodziny Bodziochów. – Ja miałem cztery razy zszywany łuk brwiowy, Mateusz do tej pory trzykrotnie. goni mnie, ale ja zaczynałem dużo później – przypomina Bodzioch senior – Dobrze, że się tak skończyło, Mateusz nabiera dopiero doświadczenia w takich sytuacjach. lepiej niech mnie nie przegania – uśmiecha się manager Piasta.
Opracował – Grzegorz Muzia
Foto – Michał Chwieduk